Godny polecenia każdemu maniakowi islandzkich sag, wikingów itp. To taka konfrontacja tego co można wyobrazić sobie czytając 'Eddę', 'Eryka promiennookiego', tudzież inny utwór sagopodony z rzeczywistą Islandią, którą pokazano na filmie...
Nie ma w filmie nic z Hollywoodzkich produkcji. Niektóre sceny są nieco naiwne. Muzyka wydaje się śmieszna. Jest to na szczęście tylko kwestia wsiąknięcia w klimat i dobrego nastawienia. W końcu ludziska rozmawiają po islandzku, co chwilę w powietrzu przelatują scramasaxury (hmm) , trafiajac oczywiście za każdym razem kogoś w szyję... Wszystko, jak to w sadze kończy się dość źle, a już na pewno nie zapowiada się, żeby wszyscy mieli żyć długo i szczęśliwie...